Obudziłam się o 7:17. Nie widziałam sensu, by dalej leżeć w łóżku.
Zayn rozwalił się tak, że została mi tylko mała część. Ubrałam się i
zeszłam na dół. Zaparzyłam gorącą kawę i usiadłam w kuchni. Nie miałam
nic do roboty, więc po prostu wpatrywałam się w deszcz, lejący za oknem.
Zastanawiałam się czemu życie jest tak niesprawiedliwe i doszłam do
wniosku, że mam pecha.
- Dzień dobry. - nawet nie zauważyłam, gdy
Zayn pojawił się w kuchni, cały rozpromieniony. - Nie odpowiesz mi? -
zapytał, stając za mną.
- Zależy dla kogo dobry. - mruknęłam, nie
odwracając się. Objął mnie mocno i próbował pocałować w policzek, ale
się uchyliłam. Szybko wyrwałam się i zeszłam z krzesła.
- O co ci znowu chodzi? - zapytał, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-
O nic! - warknęłam, odkładając kubek. Podążyłam w stronę schodów. -
Jest po prostu świetnie! Wręcz idealnie! - wydarłam się. Zayn złapał
mnie za rękę i przygwoździł do ściany. Znów nie miałam możliwości ruchu.
-
Chodzi ci o wczorajszy wieczór? - spojrzał mi w oczy. Spuściłam wzrok. -
Mówiłem, żebyś nie zgrywała niedostępnej... - wymruczał mi do ucha. -
Poza tym.. mnie się bardzo podobało. A tobie? - nie miałam ochoty
odpowiadać. - Liss? Elissa! - krzyknął i zmusił mnie bym na niego
spojrzała.
- Wiesz, że wczoraj nie chciałam. Mówiłam ci o tym, ale ty oczywiście wiesz lepiej... - powiedziałam cicho.
- Czyli co? Zgwałciłem własną żonę? - roześmiał się. - Nie rozśmieszaj mnie Liss!
- Mów na to jak chcesz. - szepnęłam. - Za nic masz to, co ja czuje.
-
Nie mów tak! - warknął. - Nie jestem żadnym przestępcą, żeby gwałcić
kobiety. Jestem twoim mężem, a to chyba zobowiązuje, nie sądzisz? -
zacieśnił uścisk.
- Owszem. - przytaknęłam. - Zobowiązuje byś choć
trochę zainteresował się własną córką i żoną. Byś porozmawiał ze mną,
pobawił się z Ami. Podszedł, przytulił, zapytał jak się czuję i jak mi
minął dzień.
- Wczoraj jakoś nie byłaś chętna do przytulania. -
odgryzł się. - Nagle ci się odmieniło? - oczy mu zabłysły. - Świetnie.
Idziemy na górę. - pociągnął mnie za rękę.
- Zayn stój! -
wrzasnęłam i przytrzymałam się poręczy schodów. Uniósł mnie w górę i
przerzucił sobie przez ramię, jakbym była piórkiem. - Nie jestem twoją
zabawką! Puść! Zostaw mnie! Do cholery Zayn! - był głuchy na moje
prośby. Zaniósł mnie do pokoju i znów przywarłam do ściany. Zaczął mnie
całować.
- Tata...- usłyszeliśmy głos Noelle. Zayn uśmiechnął się,
pocałował mnie jeszcze raz i podszedł do małej. Wyciągnął ją z
łóżeczka.
- Powiedz pa pa mamusi. - spojrzał na mnie, dalej się śmiejąc.
-
Pa pa... - rzuciła Noelle i przytuliła Zayn'a. Oboje zeszli na dół. Ja w
tym czasie pościeliłam łóżko i wyszukałam ubrania dla Ami.
-
Przyniosłam ubrania Ami. - zeszłam na dół i zastałam Zayn'a na kanapie,
oglądał telewizje, a Noelle... - Ami? - zawołałam. Nigdzie jej nie było.
- AMI?!
- Nie krzycz! - warknął Zayn. - Nie widzisz, że oglądam?
- Gdzie jest Ami?! - krzyknęłam, rozglądając się po pokoju.
-
Pewnie gdzieś tu siedzi. - rzucił obojętnie. Zignorowałam go i zaczęłam
zaglądać we wszystkie kąty. Pobiegłam do kuchni. Ami siedziała na
środku i bawiła się scyzorykiem Zayn'a. Natychmiast jej go wzięłam i
wróciłam z nią do pokoju. Położyłam małą w kąciku z zabawkami i sama
podeszłam do Zayn'a ze scyzorykiem w ręku.
- Nie jesteś przezroczysta! - krzyknął. Rzuciłam mu scyzoryk.
- I co? - zapytał. - Myślisz, że scyzoryka w życiu nie widziałem?!
- Noelle miała go w ręce! - teraz to ja krzyknęłam. - Wiesz co mogło się stać?!
- Musisz lepiej ją pilnować. - odpowiedział spokojnie. - A teraz przesuń twój uroczy tyłek, bo chce obejrzeć serial.
- Przecież ty zaniosłeś ją na dół! Widziałeś, że sama zostałam u góry.
- Owszem. - upił łyk kawy. - Wyręczyłem cię, widzisz?
-
Wyręczyłeś?! - wydarłam się. - Od 4 lat to ja zajmuję się Ami. Nie dość
tego mam jeszcze ciebie na głowie! Dom traktujesz jak hotel, mnie jak
zabawkę, a Ami jak powietrze. Czujesz się spełniony jako ojciec, kiedy
zaniesiesz ją z góry na dół, albo na odwrót?! Jesteś pierdolonym leniem
Zayn i myślisz tylko o zaspokajaniu swoich potrzeb! W dupie masz i mnie i
Ami! Tyle ci powiem. - nawet nie wiem kiedy Zayn wstał i ścisnął mocno
moje ramiona.
- Nie pozwalaj sobie. - szepnął. - Jesteś moja, czy
ci się to podoba czy nie. Twoim obowiązkiem jest zajmować się Noelle,
kiedy mnie nie ma. A potem musisz się zająć i mną. I nie waż się więcej
mówić, że jestem pierdolonym leniem kretynko! - krzyknął, i popchnął
mnie na kanapę, po czym chwycił kurtkę, ubrał buty i wyszedł z domu. Już
nie miałam ochoty płakać. Moje łzy się skończyły. Pozostał tylko żal i
smutek.
Leżałam jeszcze przez chwilę, po czym usłyszałam telefon.
Wstałam i odebrałam.
- Halo?
- Cześć Liss... - po drugiej stronie rozpoznałam głos Niall'a. - Co tam u ciebie? Dawno się nie widzieliśmy.
-
U mnie? - korciło mnie, żeby mu o wszystkim powiedzieć, ale nie mogłam.
Niall był dla mnie jak brat. Miał sporo własnych problemów, nie
chciałam obarczać go jeszcze swoimi. - Stare dzieje. Lepiej opowiadaj,
co u ciebie słychać.
- Pokłóciłem się z Karen. - wyznał.
- O co poszło? - zapytałam, siadając przy Ami.
- O to, że... Karen ubzdurała sobie, że ją zdradziłem.
-
Znów? - westchnęłam. To chyba 5 raz z rzędu. - Niall... Nie chce ci
prawić kazań, ale.. zastanów się czy wasz związek ma jeszcze sens.
Ciągle się z nią kłócisz. Karen wiecznie urządza ci sceny zazdrości.
Przykro mi to mówić, ale ona po prostu ci nie ufa. Albo z nią szczerze
porozmawiasz, albo dalej będziecie toczyć to błędne koło.
- Coś w
tym jest... - mruknął blondyn. - A jak Zayn? - zapytał. - Wczoraj byłem
z nim i z Hazzą w klubie, ale wyszedłem szybciej.
- Zayn, jak
Zayn... - odpowiedziałam. Głos lekko mi się załamał. - Napił się, nie
słuchał tego co mam mu do powiedzenia, norma. - pociągnęłam nosem.
- Może jednak z nim porozmawiam? - zapytał z troską w głosie.
-
Nie, nie! - odparłam szybko. - Poradzę sobie. To nasze problemy Niall.
Ty masz własne. Nie zadręczaj się mną. Będzie dobrze. Zaufaj mi.
-
Ufam ci. Ale ja... Zayn naprawdę się zmienił. Czasami.. czasami boję
się, że może coś zrobić tobie i Ami. Wiem, że gdy wypije jest agresywny.
A twój głos.. płaczesz. - zapewnił mnie. Czy on zawsze musi wszystko
wyczuć?!
- N.. nie. Jest dobrze, Zayn nas nie skrzywdzi. - sama
nie wierzyłam w to co mówię. W głębi duszy bałam się, że Zayn posunie
się dalej niż tylko siniaki na rękach.
- Otwórz drzwi. - poprosił blondyn.
- Co? - zapytałam, wstając.
- Zaufaj mi. - prawie wyczułam jak się uśmiecha. Podbiegłam do drzwi i je otworzyłam.
-
Niall! - rzuciłam się na szyje blondyna, rzucając telefon w kąt. - Tak
się cieszę, że jesteś. Tak bardzo cię dziś potrzebuje! Tak bardzo!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz